Renowacja starych mebli stała się bardzo popularna w ostatnim czasie. Z pewnością widziałeś(-aś) już wiele tego typu realizacji. Istnieje mnóstwo mebli z litego drewna, sklejki, lakierowanych, tapicerowanych i innych, które idealnie nadają się do ponownej obróbki. Ale czy często spotykasz się ze zmianą wizerunku mebla wykonanego z taniej płyty meblowej? Marketowego, budżetowego produktu którego nie wyróżnia nic szczególnego? Mebla który nie posiada żadnej wartości materialnej, historycznej, wizualnej, artystycznej ani projektowej, który od początku nie był niczym szczególnym? Chcę opowiedzieć Ci krótką historię metamorfozy właśnie takiej przeciętnej, mało atrakcyjnej komody.
Przed metamorfozą
Jest to mebel, który stanowił część wyposażenia mojego dziecięcego i nastoletniego pokoju. Po latach nieużywania i zapomnienia nadszedł czas na zrobienie z nim porządku. W pierwszej chwili myślałam, że mebel nadaje się tylko na śmietnik. Pomimo braku wyraźnych zniszczeń, nie potrafiłam wyobrazić go sobie teraz w moim mieszkaniu. Nie pasował mi do żadnego miejsca, był po prostu brzydki. Mimo to, wyrzucenie nie zniszczonego mebla przeczy mojej naturze. Postanowiłam sama stawić sobie wyzwanie i z byle jakiego, pospolitego mebla spróbować zrobić coś bardziej oryginalnego od ówczesnych, ekskluzywnych mebli.
Kolor bazowy
Pierwszym etapem renowacji było pomalowanie największych powierzchni. Z racji tego iż postanowiłam zastosować dodatki w odcieniu jasnego, naturalnego drewna to idealnie z nim kontrastująca okazała się być czerń. Co chyba akurat nikogo nie dziwi, bo jest to mój ulubiony odcień nie tylko w meblarstwie. Zanim jednak przystąpiłam do malowania trzeba było odkręcić uchwyty i nóżki oraz zdemontować fronty. Wszystkie ubytki spowodowane zniszczeniami jak i otwory pozostałe po uchwytach uzupełniłam szpachlą do drewna. Następnie całość zmatowiłam papierem ściernym, aby uzyskać idealnie gładką powierzchnię. W przypadku płyty meblowej trzeba było wykonywać tą czynność bardzo ostrożnie, aby nie naruszyć jej zewnętrznej, cienkiej warstwy. Tak przygotowaną powierzchnię pomalowałam czarną, akrylową farbą. Zdecydowałam się na satynowe wykończenie, choć jestem zwolenniczką matowych farb i lakierów. Z doświadczenia wiem jednak, że mat nie sprawdza się na dużych czarnych powierzchniach mebli. Jest po prostu niepraktyczny, ponieważ widać na nim każdą drobinkę kurzu oraz każdy odcisk palca. Tobie też na przyszłość odradzam takie rozwiązanie, a w zamian polecam satynę. Jest dużo mniej krzykliwa niż lakier z połyskiem, a efekt końcowy nie odbiega mocno od matowych wykończeń.
Wisienka na torcie
W swoich projektach lubię stosować mniejszy lub większy artystyczny akcent. Element, który bez słów opowiada historię współpracy autora z materiałem. Taką wisienką na torcie w mojej komodzie miał być blat. Zdecydowałam tak poniekąd dlatego, że blat wykazywał największe zużycie materiału. Był miejscami opuchnięty od wody i uzyskanie idealnie gładkiej powierzchni mogłoby okazać się niemożliwe. Nierówności były jednak na tyle niewielkie po oszlifowaniu, że wystarczyło zamaskować je wzorem. Uwielbiam strukturę naturalnych, surowych materiałów, których niestety w tej szafce nie było. Zamiast wymieniać blat na drewniany, podjęłam decyzję o uzyskaniu efektu drewna farbami. Ten sposób świetnie zamaskował nierówności i zaspokoił moją potrzebę artystycznego spełnienia.
Malowanie wzorów na meblach, obrazach czy ścianach zawsze zaczynam od podkładu. Kolor bazowy został naniesiony równomiernie wałkiem na całej powierzchni płyty. Następnie pędzlem malowałam słoje drewna. Celowo nie oszczędzałam farby. Zależało mi na tym, aby osiągnąć efekt naturalnego drewna, ale aby po przyjrzeniu się z bliska było widać zastosowaną technikę malarską. Chciałam, aby każda smuga farby prowadziła odbiorcę przez proces twórczy artysty. Abyś Ty też mógł/mogła zobaczyć ruchy pędzla trzymanego w mojej dłoni oraz zrozumieć w jaki sposób otrzymuję całościowy rezultat za pomocą pojedynczych śladów farby. Na samym końcu blat zabezpieczyłam bezbarwnym lakierem do blatów o wysokiej odporności na ścieranie.
Nadanie lekkości
Chciałam zmienić ogólny wizerunek mebla, którego prostopadłościenna bryła odejmowała mu atrakcyjności. Najprostszym sposobem na nadanie mu lekkości było ustawienie go na wyższych nóżkach. Kupiłam drewniane nóżki o kilkunasto-centymetrowej wysokości, które choć zwiększyły ogólne wymiary komody, to tym samym sprawiły, że wygląda bardziej filigranowo. Zastosowanie nóżek tej wysokości nie tylko nadaje szafce nowego wyrazu, ale ma także praktyczne zastosowanie. Podniosły mebel na tyle nisko, aby nadal spełniał funkcję komody, a zarazem na tyle wysoko, aby ułatwić utrzymanie porządku pod i za szafką. Aby dopasować nóżki do całości, pomalowałam je w ten sam deseń co blat.
Odejście od standardu
Standardowe rozwiązanie z reguły jest bezpieczne, ale nie oznacza to że zawsze najlepsze. Odbiegłam od standardu przy projektowaniu uchwytów. Pierwotnie chciałam zrobić je ze skórzanych pasów, ale to rozwiązanie także zdobywa ostatnio coraz więcej fanów i jest dostępne w sklepach w gotowej formie. Nie chciałam korzystać z fabrycznych uchwytów, wolałam stworzyć coś od podstaw sama. Zakupiłam długi odcinek parcianej taśmy, dobranej idealnie pod kolor mojego blatu. Podzieliłam ją na kawałki odpowiedniej długości, przypaliłam i zagięłam końce. Do zamontowania moich uchwytów kupiłam ozdobne czarne śruby, które doskonale wyróżniają się na tle jasnej plecionki. Sam/sama zobacz i oceń efekt, moim zdaniem jest znacznie ciekawszy od gotowych rozwiązań dostępnych na rynku.
Nadal razem
Tym sposobem nudna, nieatrakcyjna komoda z dzieciństwa zostanie ze mną jeszcze przez długie lata. Dziś zdobi wnętrze mojego mieszkania i przypomina mi o tym, że każdy przedmiot może stać się wartościowy, jeśli tylko podzielę się z nim odrobiną swojej wrażliwości, a jego wizerunek stanie się wyrazem moich emocji.